Radni Brzegu blokują rozwój miasta

0
Reklama

Zamiast mieć 54-hektarowe tereny inwestycyjne, nasze miasto może mieć „figę z makiem”.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Zamiast mieć 54-hektarowe tereny inwestycyjne, nasze miasto może mieć „figę z makiem”.

Niesłuchowski, Pikor i Surdyka – Nie rozumieją, wątpią czy celowo działają na szkodę miasta?

Najważniejsze głosowanie w tej kadencji, a może i nawet najistotniejsze od nieszczęśliwego podziału na Gminę Skarbimierz i Miasto Brzeg w roku 1991, przez postawę niektórych radnych może mieć tragiczne skutki dla przyszłości nie tylko naszego miasta. Istotne jest to również dla utworzonego partnerstwa jednostek samorządu terytorialnego – obszaru funkcjonalnego Subregionu Brzeskiego Wszystko przez zwyczajną i prostacką polityczkę, niewiedzę, brak elementarnego szacunku dla interesów miasta i jego mieszkańców, a przede wszystkim przez ślepy pęd do realizacji swoich własnych celów i interesów politycznych. Radni większością głosów (8 do 6, przy jednym wstrzymującym) zrezygnowali z podjęcia uchwały o przystąpieniu Gminy Brzeg do przetargu na zakup tzw. „Zielonki”

Według projektu uchwały, cena za całą nieruchomość (54 hektary) wynosi 2 386 000 zł. Radni w tygodniu poprzedzającym sesję, na której odrzucili ten ważny projekt uchwały, na wszystkich komisjach roboczych projekt popierali. Co więcej, na połowie z nich jednogłośnie. Tym bardziej dziwi ich decyzja.

Dlaczego zakup tych terenów jest taki ważny?
Tego w zasadzie nie trzeba tłumaczyć. Zakup tego terenu to jedyna możliwość dla miasta na tereny inwestycyjne. Można przez analogię (choć skala nieco mniejsza) porównać to do terenów, jakie posiada Gmina Skarbimierz. Nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać, że dzięki posiadaniu takiego obszaru na inwestycje, mamy szansę na ściągnięcie do naszego miasta nowych zakładów pracy, a tym samym na zmniejszenie dużego bezrobocia. To szansa dla samego budżetu miasta na dodatkowe wpływy. To, mówiąc kolokwialnie, „oczywista oczywistość”. Sami radni w dyskusji zaznaczali, że w zasadzie są za zakupem. Większość z nich mówiła, że ten teren jest potrzebny miastu jak „powietrze”. Wielu podkreślało, że są za zakupem ale … no, właśnie to „ale” zdominowało w pewnym momencie dyskusję.

Wydumane przeszkody w imię kampanii wyborczej

Zaczęło się od podniesienia rzekomej (w końcu to były teren wojskowy) konieczności rozminowania terenu (radna Kużdżał). Padały między innymi argumenty, że jest tam dużo drzew i zieleni, więc co z nią zrobić? Czy nie będzie to przeszkoda do inwestowania? Zaczęto się zastanawiać nad kosztem uzbrojenia tego terenu pod inwestycje (radny Hawrylów). W końcu, chyba z braku poważnych argumentów, radny Niesłuchowski zaczął się domagać zinwentaryzowania tego terenu (jeszcze nie kupionego), stworzenia biznesplanu i dokładnej koncepcji itp. Padały też głosy, że może lepiej nie stawać do przetargu… Może nikt go nie kupi? Radny Pikor nawet zaproponował zorganizowanie wycieczki radnych w celu obejrzenia tego terenu, jak mówił „po gospodarsku”, a potem „zdecydujemy”. W końcu dyskusji wyszło chyba szydło z worka, bo radni Pikor i Surdyka nagle zaczęli podnosić kwestię zbliżającej się kampanii wyborczej. Dla nich zakup tego, niezbędnego miastu, terenu łączył się z nadchodzącymi wyborami. Oczywiście padały tez słowa o „odpowiedzialności”, o rozwadze o tym, że to duża kwota, że trudna decyzja…

Trudna decyzja radnych, czy też ich niewiedza?
Czy zdecydowanie o przystąpieniu do przetargu przez miasto, o co wnioskował burmistrz, to rzeczywiście taka trudna decyzja? Czy te tzw. „wątpliwości” mają swoje realne uzasadnienie? Odpowiedź jest chyba bardziej niż oczywista. Wystarczy proste wyliczenie. Z pozoru, jak mówili niektórzy radni, „ogromna kwota” to nie mniej nie więcej niż trochę ponad 450 złotych za ar ziemi! To przecież cena mniejsza niż za ogródki działkowe!!! Ktoś powie: faktycznie bardzo tanio, ale ogromne koszty związane z uzbrojeniem trenu i stworzeniem całej infrastruktury. Przecież radni o tym tyle mówili! Właśnie w tym problem, że od dłuższego czasu sprawiają wrażenie, jakby nie wiedzieli, o czym mówią albo kompletnie się nie orientują, o czym dyskutują.

W grudniu ubiegłego roku został złożony wniosek przez Subregion Brzeski (w skład, którego na terenie naszego województwa wchodzą: Gmina Brzeg, Gmina Olszanka, Gmina Skarbimierz, Gmina Lubsza oraz Powiat Brzeski) do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego o dodanie do Indykatywnej Listy Przedsięwzięć Priorytetowych planowanych do realizacji w ramach RPO WO 2014-2020 projektu strategicznego „Wzmocnienie potencjału inwestycyjnego
Subregionu Brzeskiego poprzez utworzenie i przygotowanie terenów inwestycyjnych” (gdzie wpisane jest założenie uzbrojenia terenów powojskowych w Brzegu, tzw. Zielonki)
Wartość projektu: 15 075 000 Euro. Kwota dofinansowania: 12 813 750 Euro. W uzasadnieniu czytamy, że przedstawiony projekt ma priorytetowe znaczenie dla rozwoju Subregionu Brzeskiego oraz całego województwa opolskiego. Wniosek ten został przyjęty przez Zarząd Województwa Opolskiego. Ponieważ projekt znalazł się na tzw. liście indykatywnej (priorytetowej!) jest wysoce prawdopodobne, że takie pieniądze od Unii Europejskiej nasz Subregion otrzyma. Na wyciągnięcie ręki jest szansa wejść do Wałbrzyskiej Strefy Ekonomicznej i mieć z niej podobne korzyści jak Skarbimierz.
Informację taką radni otrzymali. Ba, nawet po lutowym spotkaniu z Marszałkiem Województwa, niektórzy radni to osiągnięcie przypisywali właśnie sobie.
Co więcej, ponad dwa miesiące temu radni przecież dostali też informację o środkach, jakie Subregion Brzeski (gdzie liderem jest Gmina Brzeg) otrzymał na stworzenie strategii rozwoju i dokumentacji technicznych. Wraz z okolicznymi gminami oraz starostwem Subregion pod przewodnictwem Gminy Brzeg otrzymał blisko 3 miliony złotych na te działania.
Dlaczego radni brnęli w dyskusję o tych kosztach? Dlaczego poddawali w wątpliwość możliwość uzbrojenia tych terenów? Zapomnieli? Nie chcieli wiedzieć?
Otóż nie! To początek kampanii wyborczej. Tu nie jest ważny interes mieszkańców i miasta. Tu liczy się tylko i wyłącznie lokalna polityczka.

Kto na tym zyskuje, a kto przegrywa?

Przegrany, przepraszam, przegrani są, niestety, w większości. To my. Mieszkańcy tego miasta i jego okolic. Zamiast mieć możliwość rozwoju i szansę na miejsca pracy, na zmniejszenie bezrobocia, na polepszenie lokalnej koniunktury, póki co, możemy obejść się smakiem. Zamiast mieć tereny podobne do pobliskiego Skarbimierza, możemy mieć tzw. „figę z makiem” i patrzeć, czy teren zostanie wykupiony przez jakiegoś spekulanta lub firmę, która nie będzie inwestować, tylko czekać na ewentualnego klienta. Kto zyskuje? Moim zdaniem, nikt. Co prawda, radnym takim jak Pikor, Surdyka czy Niesłuchowski wydaje się, że mogą dzięki temu odnieś sukces w nadchodzącej kampanii wyborczej. Z pozoru to dla nich samych i dla interesów ich politycznych kolesi – słuszne myślenie. Jednak bardzo krótkowzroczne i tak naprawdę w pewnym sensie samodestrukcyjne. Dobra, zablokują szansę przejęcia „Zielonki”. Będą mogli ogłaszać klęskę prawie 11-letnich starań obecnego burmistrza o pozyskanie tego terenu. Ale czy to da im gwarancję sukcesu wyborczego? Czy niszcząc szansę nas wszystkich na jakąkolwiek perspektywę rozwoju, będą sami osobiście mogli odnieść tzw. sukces wyborczy? Raczej nie. Może uzyskają, w ich rozumieniu, jakąś przewagę, ale na dłuższą metę pozbawią mieszkańców jakichkolwiek szans. Doprowadzą do definitywnego zamknięcia miasta na jakikolwiek rozwój. Jak w tym kontekście rozumieć ich ciągłe kwilenie o szansach dla miasta albo zarzuty do burmistrza o braku wizji rozwoju miasta? Albo ciągłe podkreślanie wielkości bezrobociu? Czy też wmawianie mieszkańcom o ich rzekomym działaniu dla ich dobra? To zwykła demagogia i nabijanie w butelkę oraz kpina z mieszkańców! Zapomnieli już, co ślubowali na początku kadencji?

To zwykły cynizm radnych
Niestety, tak jest. Wszystko dlatego, że albo sami zamierzają kandydować (Surdyka czy Niesłuchowski) albo za plecami osób, które kiedyś miały jakieś poważanie i autorytet – Cecylia Zdebik – próbują realizować swoje partykularne interesiki – patrz radny Pikor. Pomijając fakt, że kandydatka Cecylia raz chce, a raz nie chce zostać burmistrzem i patrząc obiektywnie na jej szanse, zwłaszcza w kontekście „walki o obronę CUKIERKÓW”, to tym bardziej postawa radnego Pikora zadziwia. Wszak to nasz ostatni naczelnik, człowiek doświadczony politycznie. Więc chyba wie, kiedy należy odpuścić? Może instynkt samozachowawczy został przez nienawiść do obecnego burmistrza przytłumiony, jednakże to nawet w części nie usprawiedliwia takiej postawy. Są rzeczy ważne, ważniejsze i są też takie najistotniejsze, dla których chowa się w kieszeni albo gdzieś nawet głębiej osobiste urazy i głosuje tak, aby interes nas, brzeżan, mieszkańców tego miasta był najważniejszy. Przecież to także zaszkodzić może jego kandydatce na burmistrza. Niestety, albo brak zwyczajnej cywilnej odwagi albo głupota i bieżąca walka polityczna podpowiadają coś innego. A skutki takiej postawy, my brzeżanie, będziemy w konsekwencji odczuwać przez następne lata

Co dalej ?
Jedyna nadzieje w sesji nadzwyczajnej. Burmistrz już zapowiedział jej zwołanie. Może radni dokonają pewnej refleksji? Może choć raz pomyślą i zdecydują w imię interesów mieszkańców, a nie swoich własnych? Może choć raz wzniosą się ponad swoje małe ambicje polityczne i pomyślą o nas? Tak dużo wymagamy? Co miesiąc biorą za „odpowiedzialne decydowanie w naszym imieniu” ponad tysiąc złotych nieopodatkowanej diety. Może choć raz mogliby się zająć miastem, a nie politykierstwem. To ich przerasta? Tak dużo oczekujemy? Może czas ich zmienić…

Paweł Kowalczyk 

 

Reklama